piątek, 18 listopada 2016

Wspólne chwile

Nigdy nie myślałam, że doczekam się śniegu we Włoszech. Znacie to uczucie, kiedy czas minął tak szybko, iż macie wrażenie, że wszystko, co się stało było tylko snem? Po moim fortunnym upadku minęło trzy tygodnie i dwa dni. Z moją nogą wszystko już jest w porządku, ale Luke’owi dostało się, biedny myślałam, że się posika ze strachu. Całkiem fajnie się na to patrzyło taka odmiana.
Sabrina przyczepiła się do mnie jak mucha do lepu i o dziwo nie przeszkadzało mi to za bardzo. W szkole miałam chociaż towarzystwo. Caspar tymi dniami był bardzo zajęty szkołą i firmą, jako iż niedługo będą święta, które pewnie spędzę, objadając się po brzegi. Tyle jedzenia dla mnie na stole, które będę mogła najpierw namalować.
Próbuję wyciszyć myśli, żeby skupić się na lekcji. Aktorstwo zaczyna mi wychodzić znakomicie w życiu codziennym. Nauczyciela przeprosiłam, tłumacząc mu, dlaczego nie mogę zagrać Lukrecji. Przyjął, to całkiem dobrze mówiąc mi, że mnie rozumie, ale nie wnikałam dalej, po prostu wskoczyłam na swoje miejsce na lekcjach muzyki.
Nauczyciel właśnie opowiada nam o koncercie, który mamy zamiar wyprawić w zimę, na którym mamy zamiar znowu nazbierać pieniądze dla sierocińca, któremu naprawdę przyda się remont, a najlepiej jakiś nowy budynek.
- Kira! - głos nauczyciela wybudza mnie głos nauczyciela. - Napiszesz piosenkę i stworzysz do niej melodie — uśmiecham się, dając mu do zrozumienia, że się zgadzam. Zdążył usłyszeć dwie piosenki, moje piosenki jaśniej mówiąc. Bardzo mu się spodobały.
- Uważam tylko, że każdy z nas musi brać udział w komponowaniu melodii. Mam jakiś limit?
Nauczyciel patrzy na mnie dziwnie, otwiera usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie znajdując słów, zamyka i otwiera usta znowu i znowu, aż w końcu oprzytomniał.
- Nie masz limitów. - Oczywiście on nie wie, że już mam dwa teksty. - Róbcie, jak uważacie macie dwa tygodnie, żeby skończyć i tydzień, żeby się przygotować. Wierzę w was.
I tak oto skończyła się moja ostatnia lekcja. Nie wiem, czy napisać jeszcze jakiś tekst specjalnie dla maluchów. Fajnie by było, gdybyśmy zaprosili te dzieci, by zobaczyły, iż ktoś się o nie troszczy. Muszę o tym z kimś pogadać.
- Proszę pana! Czy dzieci z sierocińca mogą przyjść? To byłoby dla nich wspaniałe przeżycie! Taki prezent świąteczny! Gdybyśmy jeszcze kupili dla każdego jakieś ciepłe ubrania czy buty, to byłoby bardzo ciekawe. Chcę dla nich jak najlepiej.
Nauczyciel uśmiecha się do mnie ciepło, sam trawiąc mój pomysł. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle się odezwałam podczas jednego dnia, ale jestem tak podekscytowana, że nie mogę siedzieć cicho. Te dzieci na to zasługują!
- Porozmawiam z dyrektorem i sprawdzę, co mogę zrobić.
Wychodzę z klasy jako ostatnia, czując mały niepokój, myśląc o tym, że muszę koło niego przejść, kiedy będzie chciał zamknąć klasę, jako iż nie ma już lekcji. Zadowolona zaczynam nucić coś pod nosem i nabieram ochotę, żeby to napisać, więc wykonuję swoją chęć i już jestem gdzieś w swoim świecie, gdzie nie istnieje ani jedna żywa dusza. Po chwili notatnik zamieniam na szkicownik i zamiast potworów i innych zjaw rysuję ciepły dom pełen dzieci, które nie martwią się o nic. Próbuję włożyć w to jak najwięcej emocji. Ktoś na mnie wpada, przez co robię delikatną linię, wszystko rujnując, a może nie? Mogę ją przecież zmazać. To tylko ołówek. Wdech i wydech nie wkurzaj się. Morduję tę osobę wzrokiem i jak się okazuje, to tylko jakiś palant, bo nawet nie przeprosił, tylko zwiał. Niezadowolona ruszam dalej powolnym krokiem. Na ramieniu czuję czyjąś rękę.
- Idziemy za chwilę do domu? - To oczywiście Caspar. Nikogo innego prócz niego, Sabriny i Anieli się nie spodziewałam.
- Mhm — mruknęłam zbyt skoncentrowana, żeby złożyć jakiekolwiek słowa.
Caspar zagląda mi przez ramie, co mnie niezmiernie irytuję. Nie cierpię, gdy ktoś patrzy na moje prace bez pytania, a on zdecydowanie się nie zapytał, czy może zajrzeć.
Zaczyna mnie prowadzić za łokieć przez korytarze do jego pokoiku gdzie mam buty na zmianę. W tym momencie chodzę w Emu, które są bardzo cieplutkie i specjalnie mam je ze sobą w szkole jako kapcie. Uczniowie nauczyli się, że Caspar zawsze mi pomaga w czasach mojej twórczości, a przynajmniej oni tak myślą. Jedni z nich mówią o tym, jak nasze artystyczne dusze się dobrze rozumieją i pomagają w trudnych chwilach. Może to prawda? Tylko każde z nas wykonuje swoją sztukę. Potem tylko ją nawzajem oceniamy. Zmęczona przystaję na chwilę, żeby oprzeć się o ścianę i zdobyć to pociągnięcie kreską, którego nie mogę wykonać podczas ruchu. Gotowe! Szkic mam gotowy teraz muszę nadać temu kształt.
- Jak widać, wena cię nawiedziła, kiedy wreszcie mam trochę czasu, a ty nie spędzasz go ze mną — daje mi lekkiego kuksańca w bok, a ja patrzę na niego zdziwiona. Ma rację. Moje spojrzenie łagodnieje i się delikatnie uśmiecham prawie niewidocznie, ale on to widzi i wystarcza nam obu.
- Ostatnio musiałeś odwołać nasze plany przez rzeźbę! - mówię oburzona. Zdaję sobie po chwili sprawę, że nadal jesteśmy na korytarzu. - Potrzebowałam pomocy z tym rysunkiem do tekstu, a ty nawet na niego nie zerknąłeś! - Musiałam coś na szybko wymyślić, ale chyba dobrze wyszło, bo faktycznie coś takiego ostatnio rysowałam. Wyszedł mi moim nieskromnym zdaniem bardzo ciekawie. Udając obrażoną, idę po buty, wchodzę z rozpędu do jego pomieszczenia i jaki szok przeżywam, widząc tam dyrektora.
- Dzień dobry — mówię cicho, a nawet nieśmiało.
- Dzień dobry, Kiro! Cieszę się, że coraz lepiej się czujesz w mojej szkole po tamtym incydencie.
- Jakoś super nie jest, ale radzę sobie. Może nie do końca sama — przyznaję.
- Dobrze, że się pan właśnie pojawił, panie Moretti. Chciałem z panem przedyskutować jedną rzecz. Czy mogłabyś wyjść Kiro? Z tobą także chciałbym za chwilę porozmawiać.
Zabieram rzeczy i wychodzę w samych skarpetkach, nie chcąc targać ze sobą moich kapci. Nakładam buty, siadając na podłogę. Za bardzo mi się nigdzie nie śpieszy. Moje serce wybija nowe rytmy niepokoju. Takiej melodii jeszcze nie grało. Zapisuje to, co odczytuję z jego bicia jako nuty i już wiem, że początek piosenki będzie całkiem ciekawy. Znowu znikam w swoim świecie, kiedy zabieram się za rysunek.
Ludzie, przechodząc obok mnie, dziwnie patrzą w moim kierunku, a ja to olewam, co po niektórych wkurza przeogromnie.
Przed de mną staje mój wróg numer jeden w szkole. Blond włosy demon.
- No proszę, kogo my tu mamy. Caspar cię nie wpuścił? Biedulka teraz czekasz na niego jak grzeczny piesek? - Czy jej docinki kiedyś mnie zdenerwują? Czasami naprawdę mnie wkurza, ale najbardziej tym, że marnuje powietrze. Tylko niszczy ziemię.
- Musi coś załatwić, a jak wiesz, ja niestety nie czuję potrzeby, żeby się do niego tak kleić, jak jakaś lafirynda z cyckami na wierzchu jak co poniektórzy. Tylko tak umiesz zwracać na siebie uwagę? A może chcesz się jeszcze rozebrać do naga specjalnie dla płci przeciwnej? Striptiz może? Przepraszam, że nie jestem suką jak ty i nie uprzykrzam komuś ciągle życia.
Oficjalnie jest w szoku i po chwili odchodzi. Bah nawet nie chcę myśleć o jej imieniu. Bo po co?
Czekam tam jeszcze z pięć minut, gdy wreszcie drzwi się otwierają i to z całkiem niezłym rozmachem. Dziękuje losowi, że nie stoję po tej stronie, gdzie się one otwierają.
- Kira, zapraszam do środka. - To naprawdę nic, że to pomieszczenie dał komuś innemu, żeby mieć swoją przestrzeń, a on zachowuje się jakby, to był jego gabinet.
Patrzę na skórzaną kanapę z utęsknieniem i zadowolona na niej siadam.
- O czym chce pan rozmawiać?
- Co cię łączy z panem Moretti? - Co mogę mu powiedzieć? Siedzę sama zamknięta w całkiem małym pomieszczeniu z mężczyzną.
- Co mogę panu powiedzieć? Jest moim stróżem? Nawet nie ma pan pojęcia jak po minionym incydencie boję się przebywać teraz sama w tym pomieszczeniu razem z panem. Nie mogę znieść bliskości mężczyzn. Tylko Caspar'em do siebie dopuszczam. On mi pomógł. Nie raz, nie dwa i pewnie nieraz się to jeszcze powtórzy. Sama bym sobie nie poradziła.
- Sugerujesz, że tylko ci pomagał?
- Tak — moje myśli wędrują w stronę naszej wspólnej kąpieli, wieczorów spędzonych przed telewizorem i wspólnych posiłków. To nasze chwile, cenne momenty, które są w nas głęboko zapisane, będąc naszą tajemnicą.
- Rozumiem. Jesteście ze sobą bardzo blisko. Mam nadzieję, że jeśli chcecie, coś zacząć poczekajcie, aż skończy praktyki.
- Dziękuje za wyrozumiałość.
Dyrektor wstaje powoli z kanapy i wraca do bycia sobą tym szczęśliwym i beztroskim facetem, którego znam.
- Zobaczymy się niedługo Kira. Dbaj o siebie. - I tak po prostu wyszedł.
Caspar zaniepokojony wbiega do pomieszczenia, a gdy widzi, że nic mi nie jest, wypuszcza powietrze z ulgą. Uśmiecham się do niego pocieszająco.
- Wiesz, że bym krzyczała — mówię wpół żartem i zaczynam się śmiać, bo taka jest prawda.
Zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku, a ja z przyjemnością go odwzajemniam.
- Zabieraj rzeczy, idziemy — obejmuje mnie ramieniem.
- Co dzisiaj robimy?
- Może pójdziemy się przejść?
- Nie ma nawet takiej opcji. Jest zimno i sucho. Włosy mi zamarznął i gluty w nosie też. Podziękuje za taki spacer. Pójdziemy może gdzieś zjeść?
- Jestem za — wychodzimy razem ze szkoły - jest coś, czego jeszcze nie jadłaś?
- Sushi? Nie wiem dlaczego, ale zawsze bałam się spróbować surowej ryby, ale teraz może już czas na coś nowego.
- Jestem za. Też jeszcze nie jadłem sushi.
Pomiędzy jakimiś ciasnymi uliczkami trafiliśmy do knajpki, ale kiedy spojrzałam na to całe sushi, stwierdziłam, że to naprawdę zły pomysł i zmywam się stąd. Caspar na to przystał, ale tylko dlatego, że zrobiłam się zielona na twarzy.
- Idziemy do Turka, do maca czy do Kinga?
- Chodźmy na kebaba! - pchnięta nową energią tanecznym krokiem zaczęłam ciągnąć ze sobą Caspar’a.
Mijamy ludzi i to bardzo przeróżnych i jest ich dużo, kto by się spodziewał, że aż tyle ich wyjdzie na zewnątrz w taką pogodę? Bo ja nie. Chciałabym usiąść na kanapie w domu, przykryć się cieplutkim kocem i wtulić w Caspar’a oglądając jakiś senny film, który właśnie gra w telewizji. Wreszcie dochodzimy do naszego celu i widzę kilometrową kolejkę.
- Zamarznę! Czemu do jasnej ciasnej jest tu tyle ludzi?
- Podobno to jest najlepsza restauracja w mieście. Pewnie dlatego jest tu aż tyle ludzi — wzruszam ramionami.
- Może masz racje? Skąd mam wiedzieć?
- Popatrz na menu, może znajdziesz coś ciekawego.
- Wybrałeś już?
- Nie, daj mi chwilę.
- No dooobra.
Patrzę, co jest tu ciekawego do zjedzenia i stwierdzam, że jeść tu nie będę, bo jest za zimno, żeby siedzieć na zewnątrz a wewnątrz jest pełno. Na pewno chce kebaba z mięsem z kurczaka. Może jeszcze ich tą taką turecką pizzę? Hmm wygląda to całkiem ciekawie, a nawet bardzo apetycznie. Zapach, który przedostaje się do moich nozdrzy, woła mnie do siebie obiecując, że jedzenie będzie bardzo smaczne. Wierzę mu. Święty zapach ma racje i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Do ust napłynęła mi ślinka i nikt nie ma pojęcia, jak bardzo w tym momencie chcę jeść. Mój brzuch się odzywa i zauważam, iż nie tylko ja wyglądam jak wygłodniały drapieżca. O dziwo cała kolejka przed nami zaczyna całkiem szybko znikać. Nie jest to dziwne, kiedy za ladą stoi 5 facetów wykonujących zamówienia, a na dwóch kasach stoją kolejni.
- Myślałam, że potrwa to dłużej.
- Ja też. Bierzemy na wynos prawda?
- Za dobrze mnie znasz.
- A ty mnie — opiera swoje czoło o moje i widzę te figlarne błyski w jego oczach mówiące, jak bardzo chciałby być niegrzecznym chłopcem, ale nie może sobie na to pozwolić.
Caspar się ode mnie odsuwa, kiedy jest nasza kolej. Zamawiam coś dla siebie, a on sobie.
Wracamy do mnie w bardzo dobrych humorach i goniącym nas zapachem jedzenia, które niesiemy w siatkach. W sumie to on je niesie.
Wreszcie w domu zajadamy się, przy okazji obrzucając się tym biednym jedzeniem, które jest takie pyszne i momentami mi go szkoda. Nie słucham swojego sumienia, które kara mnie za rzucanie jedzeniem, ale to tylko jedna z mniejszych rzeczy, które są dla mnie tabu. Zabawa z nim jest zawsze ciekawa i unikalna. Za każdym razem robimy coś innego, no może, nie licząc naszego siedzenia przed telewizorem, jedzenia wspólnych posiłków.
- Chciałabym żeby te momenty zawsze trwały — wyznaje mu szczerze. - Nawet nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła — przytula mnie, rozumiejąc, co chcę przekazać.
- Nie mam nawet w planach cię zostawiać.
- Ja ciebie też nie — szepczę cicho.
Patrzymy sobie w oczy i wtedy to czuję. Tę chęć bycia bliżej niego. Poczucia jego usta na swoich, jego dłoni przytrzymujące mnie delikatnie, a zarazem mocno, mówiąc, że jestem z nim bezpieczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz